Bajki Wuja

112

Emeryt Protazy, jako człowiek starej daty, dbał zawsze o swój strój, gdy miał się pokazać publicznie. Choć był człowiekiem skromnym i nie lubił rzucać się w oczy, zdawał sobie sprawę, że zawsze na kogoś może się natknąć na ulicy. Z tego względu zależało mu na tym, aby nie wywrzeć złego wrażenia na innych , którzy często oceniają człowieka po jego wyglądzie zewnętrznym.
Stąd też, ilekroć wychodził z domu, zawsze zakładał swój reprezentacyjny przyodziewek, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy lub na odwrót oraz buty na skórzanym obcasie. Elementem stroju Protazego był jeszcze jeden detal, o którym dotąd nie było mowy,a zawsze pojawiał się w czasie przebywania emeryta poza domem. Tym elementem był ciemnozielony beret, który zwykle (z jednym wyjątkiem, gdy emeryt wybrał się w przeszłości na spacer w kapeluszu) stanowił nakrycie głowy Protazego.
Zapewne wiele osób będzie zainteresowane tym, w jakich okolicznościach beret ten znalazł się w tradycyjnym zestawie ubioru emeryta. Pewnego dnia, niedługo po przejściu na emeryturę, Protazy stanął przed lustrem w swoim niewielkim mieszkanku. Spojrzał i z przerażeniem stwierdził, że na jego głowie mocno przerzedziły się włosy. Gdy pracował, nie zwracał na to uwagi. Codzienne zajęcia wypełniały mu czas tak intensywnie, że nie interesował się takimi detalami swojej aparycji.
Teraz jednak, gdy został emerytem, nie chciał wyglądać zbyt staro. Wiedział, że nie cofnie biegu czasu i nie będzie miał, jak dawniej, bujnej czupryny. Aby przykryć braki wynikające z przebłyskującej przez coraz rzadsze włosy łysiny, postanowił kupić sobie beret. To rozwiązanie pozwoliłoby mu stworzyć wrażenie u innych, że wygląda na młodszego niż jest w rzeczywistości.
Pewnego dnia wyszedł zatem z domu do sklepu z nakryciami głowy. Miał, co prawda, w domu wiekowy kapelusz, ale uznał, że na codzień nie jest to wygodne okrycie. Beret wydał mu się bardziej praktycznym i mniej krępującym rozwiązaniem. Naturalnie, przed wyjściem przywdział swój reprezentacyjny strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie.
W tym oficjalnym stroju udał się do pobliskiej galerii, w której był sklep z nakryciami głowy. Protazy wszedł do środka i oświadczył ekspedientce, że jest zainteresowany beretem. Pani sprzedawczyni zdziwiła się mocno tym, co powiedział emeryt, bo od dawna nikt nie pytał o berety. Poszukiwane były raczej modniejsze rodzaje nakryć, jak np. czapki bejsbolowe, czy kominiarki. Owszem, gdzieś w magazynie były nieliczne egzemplarze, lecz leżały tam już od paru lat i nawet zastanawiano się, kiedy się ich pozbyć. W trosce jednak o gusty klienta pani poinformowała Protazego, że musi udać się na zaplecze, aby przynieść berety, jakie jeszcze zostały na stanie. Pani sprzedawczyni był jeszcze bardziej zatroskana, gdy Protazy poinformował ją, że dobrze by było, gdyby poszukiwany przez niego beret był z antenką.
– Przepraszam – rzekła ekspedientka – z czym?
– Z antenką – powtórzył spokojnie Protazy, myśląc, że pani sprzedawczyni wie, o co chodzi. Niestety, sklep zatrudniał młody personel, dla którego beret z antenką stanowi jakiś egzotyczny przedmiot.
– Co ma pan na myśli? – kontynuowała rozmowę sprzedawczyni – chcąc dopasować ofertę sklepu do upodobań Protazego.
– Proszę pani, jest jeszcze pani młoda i może pani nie wiedzieć , co to jest antenka. Za czasów mojej młodości beret z antenką stanowił przedmiot szyku i elegancji. Każdy prawie go nosił. Dla pani informacji, antenka to taki mały stojący kosmyk na wierzchu beretu.
Pani sprzedawczyni mocno się zamyśliła. Wiedziała, że w magazynie jest kilka egzemplarzy tego przestarzałego nakrycia głowy. Nie miała jednak pojęcia, czy były tam jakieś antenki. Postanowiła zatem, że przyniesie z zaplecza wszystkie berety, jakie tylko ma.
Protazy cierpliwie czekał i po kilku minutach sprzedawczyni pojawiła się z niewielkim pudełkiem. Wyjęła z niego pięć beretów, każdy w innym kolorze: biały, różowy, czerwony, czarny i ciemnozielony. Emeryt obejrzał je po kolei i rzekł do ekspedientki:
– Widzi pani, od razu muszę odrzucić te trzy w jaskrawych kolorach. Mam już swoje lata i nie chciałbym świecić na czubku głowy jakąś bielą, czy różem. Muszę wybrać coś o bardziej stonowanych barwach. Może pani powiedzieć, że przecież mam różową koszulę, więc dlaczego nie miałbym mieć różowego krawatu. Wie pani, co innego koszula, która gdzieś tam kryje się pod krawatem i marynarką, a co innego głowa, gdzie nakrycie każdy widzi. Z tego względu rozważam możliwość zakupu beretu w kolorze czarnym lub ciemnozielonym. Widzę, że ten czarny beret jest bez antenki. Wybieram zatem ten ciemnozielony. Proszę nie pakować, założę go na głowę.
Pani ekspedientka przyjęła należność of emeryta, wydała mu paragon i po chwili uradowany z udanego zakupu Protazy mógł wyjść z dumą na ulicę. Nie wiadomo jednak, czy leżąc długo w magazynie beret nie przeszedł jakimś lekko stęchłym zapachem. Efektem tego było to, że beretem Protazego zainteresowały się ptaki. Być może zapach beretu kojarzył im się z gniazdem i dlatego traktowały to jako znajome miejsce, do którego chciały przybyć.
Protazy szedł ulicą i zdziwiony zobaczył krążące nad nim małe stadko gołębi. Niektóre z nich zniżały lot, skubiąc lekko antenkę beretu. Emeryt zirytował się, bo poczuł, że te bezczelne ptaszyska mogą mu uszkodzić ten niewielki element beretu świadczący o szczycie elegancji.
Sytuacja zaczęła się pogarszać, gdy podobne skojarzenia zaczęły mieć wrony. Z głośnym krakaniem nadleciały nad głowę Protazego i podobnie, jak gołębie, zaczęły skubać antenkę. Jakby tego było mało, po chwili nadleciało stado kawek. Gdy do tego przyłączyły się sroki, nad głową zdezorientowanego emeryta rozgorzała prawdziwa bitwa wśród walecznych ptaków. Nikt nie dawał za wygraną, każdy chciał zawładnąć obszarem, w którym upatrywano gniazdo. Biedny Protazy przyspieszył kroku. Z jednej strony mógł zdjąć beret z głowy i schować go do kieszeni, z drugiej jednak, gdyby go zdjął, odsłoniłby swoje przerzedzone włosy, co znacznie pogorszyłoby jego wizerunek w oczach przechodniów. Ci natomiast byli coraz bardziej zainteresowani narastającym tłumem ptaków nad głową emeryta.
W miarę, jak Protazy przemieszczał się po chodniku, szła za nim coraz większa grupa ciekawskich gapiów, którzy z zainteresowaniem czekali na finał tej niecodziennej scenki. Ptaki nadal walczyły o miejsce w tym wirtualnym gnieździe, a Protazy tylko machał od czasu do czasu rękami, licząc na to, że odgoni skrzydlatych intruzów. Ptaki chwilowo odlatywały, ale po chwili znów powracały, tocząc ze sobą zaciekle boje. Przy tym głośno krakały, gruchotały i skrzeczały, co jeszcze bardziej budziło zainteresowanie wśród przypadkowych przechodniów, a nawet właścicieli sklepów, którzy stali w drzwiach i obserwowali to całe zdarzenie.
Po parunastu minutach Protazy dotarł wreszcie do bloku, w którym mieszkał. Gdy wchodził do budynku, ptaki dały za wygraną i odleciały. Długo jeszcze myślał emeryt, jak zabezpieczyć beret przed ich inwazją. Przede wszystkim musiał oczyścić beret, bo w czasie walki ptaki go solidnie pobrudziły. Protazy zamoczył zatem beret w miednicy i dokładnie wyprał go w proszku. Niestety, po praniu okazało się, że beret stracił nieco kolor i z ciemnozielonego stał się nieco jaśniejszy. Protazy wpadł na genialny, jego zdaniem, pomysł. Żeby na przyszłość pozbyć się ptaków, posmarował antenkę bezbarwną pastą do butów, która skutecznie odstraszałaby amatorów zakładania gniazda na jego berecie.