Niebawem porywacze wraz z emerytem Protazym dotarli do warsztatu samochodowego. Edzio zlecił mechanikowi wstawienie nowych szyb, po czym w towarzystwie pozostałych pasażerów samochodu udał się pieszo do swojej ciotki, która mieszkała w dwupiętrowym bloku oddalonym o dosłownie trzy minuty drogi. Cała ekipa zbliżała się do jej miejsca zamieszkania, gdy nagle jeden z dwóch podwładnych Edzia zapytał szefa:
– Prowadzimy tego zakneblowanego osobnika, ale chyba go tak nie wprowadzimy do mieszkania twojej ciotki?
– Faktycznie – zauważył Edzio. To może nasunąć jej jakieś podejrzenia.
Ciotka Edzia, imieniem Klaudyna, była osobą samotną. Mąż jej zmarł przed 10 laty. Była więc wdową ze skromną emeryturą. Żeby sobie do niej dorobić sprzedawała nielegalnie alkohol, czyli, mówiąc bardziej konkretnie, prowadziła melinę. Dożywała już blisko osiemdziesiątki i wzrok jej też nie był najlepszy. Dlatego zawsze nosiła niewielkie okulary. Miejscowi klienci nadali jej nawet pseudonim „staruszka meliniarka w malutkich okularkach”. Edzio był, co prawda, szefem gangu, ale ciocia Klaudyna o tym nie wiedziała. Musiał więc sprawiać wrażenie uczciwego człowieka i godnego siostrzeńca swej szlachetnej, jak ją określał, ciotki.
Wprowadzenie zakneblowanego Protazego mogłoby wywołać u pani Klaudyny niepokój i skojarzenia swego siostrzeńca z jakimiś szemranymi interesami.
– Tak – rzekł Edzio do swych kompanów – trzeba będzie odkleić te taśmy. Jednocześnie zwrócił się do Protazego:
– Zdejmujemy ci te pęta, ale zapamiętaj to dobrze. U mojej ciotki ani słowa. Masz nic nie mówić. Jak tylko powiesz coś o porwaniu, to unieszkodliwimy cię na zawsze. Przestraszony na dobre Protazy tylko kiwnął głową na znak zgody.
Po kilku minutach cała czwórka znalazła się przed drzwiami mieszkania ciotki Klaudyny. Edzio zadzwonił i zaraz otworzyły się drzwi, a w nich ukazała się niewysoka, siwogłowa pani w małych okularkach na nosie. Wydawała się być trochę zaskoczona widokiem czterech osobników na jej progu. Wytężyła jednak wzrok, przez chwilę popatrzyła i radosnym głosem prawie krzyknęła:
– Edziuniu! Nareszcie odwiedziłeś swoją ciotkę. Tyle czasu cię nie było. Skąd się tu wziąłeś? Nie pokazywałeś się u mnie już od paru lat. Ty niewdzięczniku i łapiduchu! Nie pamiętałeś już o mnie. Jednak pojawiłeś się u mnie. Wybaczam ci, jako stara ciotka, twoje zapominalstwo. Wejdź do środka. Panów też zapraszam.
Po chwili ciotka wprowadziła przybyszów do pokoju gościnnego. Wszyscy usiedli przy stole, a pani Klaudyna zaczęła przyglądać się Edziowi:
– Ładnie wyglądasz, mój drogi. Trochę wyłysiałeś po latach, ale się nie zmieniłeś. Od razu cię poznałam. Ten łańcuszek na szyi też masz nielichy. Pewnie dobrze ci się powodzi. A co tak konkretnie porabiasz?
– Nic takiego, cioteczko – dobrotliwie odezwał się Edzio. Tu robótka, tam robótka z moimi kolegami i jakoś tam leci.
– To dobrze – odrzekła pani Klaudyna. Widzę, że jesteś zaradny. Każdy musi sobie jakoś radzić w życiu. Chyba jesteście trochę zmęczeni. Myślę, że przydałoby się coś na pokrzepienie. Mam tu taką dobrą wódeczkę. Pieprzówka pierwszej klasy. Na pewno wam będzie smakować. Po chwili pani Klaudyna poszła do kuchni. Wszyscy pozostali przy stole, a Edzio patrzył tylko na Protazego srogim wzrokiem, jakby chciał mu przypomnieć o milczeniu.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Pani Klaudyna wyszła z kuchni, aby je otworzyć. Protazy nie widział, co się tam działo, ale usłyszał taki dialog:
– Szefowo, pół literka by się nie znalazło? Susza w gardle. Dłużej nie wyrobię – brzmiał chrypliwy głos jakiegoś nieznanego jegomościa.
– Pan tu poczeka pod drzwiami. Nie mogę pana wpuścić, bo mam gości. Niech pan szykuje 40 złotych.
– Szefowo! Co takiego? 40 złotych to rozbój w biały dzień. Ostatnio pani sprzedawała po 30.
– A gdzie teraz, mój drogi, dostaniesz coś w sklepie? Poza tym jest wieczór, a nie biały dzień. Wszystko pozamykane, a u mnie masz to 24 godziny na dobę.
Poza tym to wybitnie dobra jakość. Poczujesz się, jak nowo narodzony – rzekła pani Klaudyna, przechodząc do kuchni. Po chwili wyszła z półlitrówką w ręku i z powrotem udała się do drzwi wejściowych. Zdesperowany i spragniony amator napojów wyskokowych wysupłał żądane 40 złotych i wręczył jej pani Klaudynie. Odebrał należną mu butelkę i znikł na klatce schodowej. Pani Klaudyna wróciła ponownie do kuchni. Zaraz pojawiła się w pokoju gościnnym z butelką pieprzówki i małą zakąską z pomidorów i wędliny. Rozstawiła kieliszki i talerzyki zachęcając gości:
– Proszę bardzo, czym chata bogata, tym rada. Zaraz poleję wam wszystkim, a i sama dla towarzystwa łyknę z wami kieliszeczek.
Protazy, który był abstynentem, z przerażeniem w oczach patrzył na stojący przed nim kieliszek, który po chwili wypełnił się pieprzówką nalewaną przez ciotkę Edzia.
– Któż to ciebie, cioteczko, tak nachodził? – spytał Edzio, nawiązując do zagadkowego dialogu pni Klaudyny z nieznajomym na progu drzwi.
– A, to taki jeden maruda, ale szybko sobie poszedł – odparła ciotka, jakby chciała zmienić temat i ukryć swój meliniarski proceder.
Wszyscy z wyjątkiem Protazego ochoczo wychylili po pierwszym kieliszku. Pani Klaudyna spojrzała na nieruchomą postać Protazego i spytała siostrzeńca:
– Edziuniu, a ten pan to co tak siedzi, nic się nie odzywa i nie pije?
– On nie mówi – odpowiedział Edzio – i nie lubi alkoholu. Tu akurat szef gangu trafił w upodobania Protazego.
– Ten pan jest bardzo przystojny i ubiór ma elegancki. Ten krawat w groszki i różowa koszula mogą przykuć wzrok niejednej niewiasty – zauważyła pani Klaudyna.
– Wiesz, Edziuniu – kontynuowała – jestem wdową już parę ładnych lat i samej mi tu smutno. Szukam męża i muszę ci powiedzieć, że ten pan bardzo by mi się przydał. Nic nie szkodzi, że jest niemową. Przynajmniej nie będzie hałasował ani nie urządzał awantur. Spokój będę miała w domu zapewniony, a że nie lubi alkoholu? No cóż, wyjątki się zdarzają. To jakoś zniosę, to nie problem.
– Jak ten pan ma na imię? – dociekliwie pytała ciotka.
Edzio tak naprawdę nie wiedział, jakie jest imię emeryta, bo nawet nie miał okazji o to spytać. Wybrnął jednak dość zręcznie z tej sytuacji.
– Ten pan nic nie mówi, ale jak cioteczka da mu coś do pisania, to z pewnością poda swoje personalia.
Pani Klaudyna podeszła do kredensu i po chwili położyła przed emerytem długopis i kawałek kartki. Protazy napisał tam swoje imię.
Ciotka Edzia wzięła kartkę i głośno przeczytała imię emeryta.
– Urocze imię – zachwycała się – takie rzadkie i tak wiele mówiące. Ten pan naprawdę byłby idealnym kandydatem na męża.
Na czole Protazego pojawiły się krople potu, a oczy zaczęły wirować, jakby wpadły w jakiś pląs. To już kolejny taki stres, jaki przeżywał. Od razu przypomniał sobie panią Grażynkę z sanatorium. Która też zmierzała do podobnej propozycji. On, skromny emeryt lubiący ciszę i spokój, zatwardziały kawaler, miałby teraz zburzyć całe swoje życie, opuścić zaciszne emerytalne mieszkanko i przenieść się tu, do jakiejś nieznanej osobniczki kursującej po mieszkaniu z butelkami alkoholu?
Protazy już miał protestować, ale przypomniał sobie o kategorycznym zakazie odzywania się, jaki dał mu Edzio. Milczał więc zawzięcie, czując, że nie ma w ten sposób wpływu na bieg wydarzeń. Nieoczekiwanie z opresji wybawiło go głośne pukanie do drzwi mieszkania pani Klaudyny.