Bajki Wuja

Emeryt Protazy w swym konserwatywnym życiu wykonywał pewne czynności według utartego od lat rytuału. Do takich należało golenie się. Protazy nie miał dużego zarostu Broda i wąsy powiększały mu się bardzo wolno. Wystarczyło, że golił się raz w tygodniu w każdą sobotę. Jako człowiek starej daty używał przestarzałej maszynki do golenia, wewnątrz której była żyletka. Każdego sobotniego popołudnia udawał się do łazienki właśnie w celu pozbycia się wyrośniętego w ciągu tygodnia zarostu. Całą czynność wykonywał bardzo starannie, sprawdzając palcami, czy broda jest na tyle gładka, aby zakończyć całą cotygodniową procedurę.

Pewnej soboty Protazy, jak zwykle, udał się do łazienki, aby się ogolić. Zanim jednak przystąpił do tej czynności, wyjął z szafki maszynkę do golenia. Rozłożył ją na poszczególne elementy, chcąc się przekonać, czy żyletka jeszcze jest dość ostra. Uznał, że nadal może się nią golić. Złożył więc maszynkę i na brodę nałożył grubą warstwę pianki do golenia. Ktoś mógłby się zdziwić, dlaczego konserwatywny emeryt używa pianki, a nie kremu do golenia, który stosowano przed wielu laty. Z pewnością przyzwyczajony do niego Protazy z chęcią by go zastosował. Problem polegał jednak na tym, że na rynku pojawiły się rozmaite rodzaje pianek, a krem przestano produkować. Tak więc emeryt musiał porzucić swoje dawne zwyczaje, przynajmniej w zakresie kremu. Żyletki nadal były dostępne w sklepach, więc w tej kwestii Protazy mógł nadal kultywować swoją tradycję.

Emeryt zaczął proces golenia. Delikatnie usuwał maszynką piankę z brody i wąsów. Był mniej więcej w połowie tej czynności, gdy nagle usłyszał jakieś brzęczenie. Dźwięk ten zasiał niepokój w głowie emeryta.

– Co tak brzęczy? – pytał sam siebie.

Każdy nowy dźwięk sugerował bowiem, że zdarzyło się coś, co zakłóca niezmąconą ciszę panującą w jego małym mieszkaniu.

Protazy spojrzał w lustro i ujrzał krążącego wokół swego ucha komara.

– Jak on się mógł tu dostać? – pytał sam siebie zdenerwowany emeryt. Był zły na siebie, że nieopatrznie uchylił drzwi balkonowe i widocznie ten natrętny owad wykorzystał dogodny moment i wleciał do zacisznych wnętrz mieszkania

Protazy chciał się pozbyć komara, uderzając go ręką. Zapomniał jednak, że trzymał w niej maszynkę do golenia. Wykonał duży zamach i machnął ręką uzbrojoną w maszynkę w okolice ucha. Na nieszczęście maszynka dotknęła ucha, a znajdująca się w niej żyletka przecięła skórę na uchu, naruszając mocno ukrwione naczynia.

Z ucha trysnęła strużka krwi, która spływała na szyję. Protazy wystraszył się nie na żarty. Krwi przybywało i nie bardzo dała się zatamować. Zostawił maszynkę i komara w łazience, po czym wybiegł na korytarz. Zaczął głośno wzywać pomocy. Zaalarmowani sąsiedzi, słysząc dramatyczne wołania emeryta, wyszli ze swoich mieszkań. Widząc mocno zakrwawionego Protazego usiłowali zatamować ranę na uchu. Ktoś zaraz zadzwonił na pogotowie.

Po chwili zjawiła się załoga karetki. Opatrzyli ranę emeryta. Protazy tak jednak przejął się swym uchem, że nagle zemdlał. Sanitariusze uznali, że emeryt mógł zasłabnąć i zabrali go na badania do szpitala. Niestety, wybiegając z mieszkania, Protazy nie zamknął go na klucz. Po przyjeździe na izbę przyjęć emeryt odzyskał przytomność. Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy, to właśnie niezamknięte mieszkanie na klucz.

Czując pokaźny opatrunek na uchu, uznał, że został na tyle dobrze zabezpieczony przez personel medyczny, iż może wracać do domu. Już miał opuścić izbę przyjęć, gdy nagle usłyszał glos pielęgniarki:

– Pan dokąd się wybiera? Proszę usiąść, zaraz przyjdzie doktor.

– Doktor? – zdziwił się emeryt. Po co doktor? Ja muszę wracać do domu, zostawiłem otwarte mieszkanie.

– Proszę pana, nie możemy pana tak sobie puścić. Czy pan wie, że pan zemdlał? W tej sytuacji trzeba pana zbadać, bo może to nie tylko skaleczenie ucha, lecz jakaś choroba, której pan nie odczuwa.

– Choroba? – zdumiał się Protazy. Nie skarżę się na żadne dolegliwości.

– Proszę już nic więcej nie mówić. Lekarza to oceni. Bardzo proszę, jest pan następny w kolejce.

Protazy, nie mając innego wyjścia, wszedł do gabinetu i już od progu zwrócił się do lekarza:

– Panie doktorze, przywieziono mnie tu niepotrzebnie. To było drobne skaleczenie ucha, a poza tym nie dano mi możliwości zamknięcia mieszkania.

Czy pan wie, co tam się dzieje? Przecież może już grasować armia złodziei, którzy ogołocą moje mieszkanie ze wszystkiego.

Lekarz wysłuchał z kamienną twarzą nerwowej wypowiedzi Protazego i spokojnym głosem powiedział:

– Proszę, niech pan siada.

Protazy poczuł się jeszcze bardziej rozdrażniony słowami lekarza:

– Jak mogę usiąść? Cały czas myślę, co się dzieje z moim mieszkaniem. Nic mi nie dolega, chciałbym już wrócić do domu.

– Niech pan najpierw usiądzie – nalegał spokojnym głosem lekarz.

 Nieugięta jego postawa spowodowała, że Protazy z każdą chwilą stawał się spokojniejszy. Wreszcie usiadł, myśląc, że gdy przyjmie propozycję lekarza to cały pobyt w gabinecie się skróci.

-Proszę się rozebrać do pasa, muszę osłuchać pana płuca i serce – rzekł zaraz lekarz.

Protazy, widząc że nic nie wskóra, wykonał jego polecenie.

Po zbadaniu emeryta lekarz stwierdził, że nie odniósł on żadnych obrażeń, a zemdlenie mogło być przyczyną zbyt dużej wrażliwości na widok krwi. Protazy podniósł się i już miał wyjść z gabinetu, gdy usłyszał głos lekarza:

– Proszę poczekać, chcę coś panu dać.

Lekarz sięgnął do kieszeni fartucha i wyjął klucze.

– Proszę, to pana klucze do mieszkania. Gdy pana zabierało pogotowie, jeden z sanitariuszy zamknął drzwi od pana mieszkania. Klucze tkwiły w zamku, więc łatwo je znalazł, a potem mi je przekazał. Pana obawy o mieszkanie są więc bezpodstawne.

Protazy odetchnął z ulgą. Okazało się, że niepotrzebnie martwił się o losy swego lokum. Teraz z dużym opatrunkiem na uchu mógł powrócić do domu. Z uwagi na niewielki obrażenia musiał skorzystać z komunikacji miejskiej. Po przybyciu do mieszkania wszedł do pokoju i z ulgą zagłębił się w swym wiekowym fotelu.

Spokój jego nie trwał jednak długo. Usłyszał ten sam dźwięk, który go dręczył w czasie golenia się. Wszystko wskazywało na to, że był to ten sam komar, którego chciał niefortunnie zgładzić maszynką do golenia. Protazy postanowił pozbyć się brzęczącego intruza, jakby chciał się zemścić za to, że to z powodu tego namolnego owada wylądował w szpitalu.

Chwycił z łazienki solidnych wymiarów ręcznik i zaczął tropić komara, który spokojnie sobie latał po mieszkaniu w czasie nieobecności Protazego. Niebawem nadarzył się dogodny moment. Komar przysiadł na chwilę na ścianie i w tym momencie emeryt dynamicznym ruchem ręcznika zgładził dokuczliwego intruza.

Zmęczony całodziennymi przeżyciami emeryt uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie ułożenie się do snu. Musiał niestety spać tylko na jednym boku, aby nie dotykać skaleczonego ucha, które zdobił okazały opatrunek.