Emeryt Protazy miał w zwyczaju oglądać codziennie po południu lokalny program telewizyjny. Pewnego dnia oglądał audycję, w której mówiono o walorach roślin leczniczych. Między innymi podkreślano zalety mięty, mające pozytywny wpływ na układ trawienny.
Protazy, jako człowiek przezorny dbający o własny stan zdrowia, uznał, że przyrządzenie naparu z mięty na pewno będzie wskazane. Choć nie odczuwał dolegliwości żołądkowych, pomyślał, że profilaktyczne wypicie takiego naparu nie zaszkodzi. Doszedł do wniosku, że najlepsze walory ma świeża mięta zerwana na polu. Dlatego też emeryt postanowił wybrać się na obrzeża miasta, by na okolicznych łąkach szukać tej pożytecznej rośliny.
W tym celu przygotował swój reprezentacyjny strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę i zielony krawat w niebieskie grochy. Ktoś mógłby spytać, dlaczego emeryt zamierzał tak się ubrać, skoro jedzie na zielone tereny poza miastem. Decyzja Protazego nie była pozbawiona sensu. Zanim dotrze na łąkę, musi przedtem przejechać przez miasto. Na pewno spotka dużo ludzi, więc musi się godnie zaprezentować na forum publicznym. Jedynym elementem ubioru, który nie miał charakteru wizytowego było obuwie. Protazy uznał, że chodzenie po łące w butach na skórzanym obcasie nie będzie wygodne. Dlatego też założył białe tenisówki zapewniające większy komfort przy chodzeniu po nierównościach terenu. Dodatkowo emeryt wziął ze sobą białą plastikową reklamówkę, w którą zamierzał schować zerwaną miętę.
Po wyjściu z domu udał się na pobliski przystanek autobusowy. W ciągu pół godziny dojechał do pętli, przy której zaczynały się tereny niezabudowane. Na nich znajdowały się porośnięte bujną zielenią łąki, a w oddali rozciągał się las. Protazy ochoczo udał się w kierunku łąki, w środku której wiła się wąska ścieżka. Emeryt spacerował po niej, rozglądając się na boki w poszukiwaniu mięty.
Prawdę powiedziawszy, Protazy tak do końca nie wiedział, jak wygląda poszukiwana przez niego mięta. Owszem, widział miętę w czasie audycji telewizyjnej, ale trwało to dość krótko i nie zarejestrował w pamięci dokładnego obrazu przedmiotu swych poszukiwań. Na szczęcie wiedział, jak ona pachnie. Protazy postanowił więc szukać mięty po jej zapachu.
Szedł zatem ścieżką, co chwila nachylając się nad rosnącymi obok roślinami i za pomocą węchu usiłował znaleźć miętę wśród bogactwa innych łąkowych atrakcji. W pewnym momencie dostrzegł nieopodal mały staw, który go zaciekawił. Nie bardzo wiadomo, skąd on się tu wziął. Wokół tylko łąka i pola, a tu nagle wśród bujnych zarośli znalazło się takie urocze oczko wodne. Protazy podszedł bliżej wody i nagle poczuł intensywny zapach mięty. Niewątpliwie znalazł obok stawu jej duże skupisko. W tym celu położył na trawie torebkę, w którą miał zamiar włożyć zerwaną miętę. Zajęty jej zbieraniem nie zauważył, że powstał niewielki otworek tuż obok jej uchwytu. Protazy nie wiedział, że przy stawie zadomowiło się stadko żab. Jedna z nich, chcąc widocznie szukać nowych wrażeń, weszła do wnętrza torebki. W tym czasie Protazy nazrywał mięty i podniósł torebkę, chcąc włożyć swe łąkowe trofea. Zmiana położenia torebki spowodowała, że żaba opadła na jej dno i nie mogła wydostać się na zewnątrz. Przyduszona liśćmi mięty tkwiła nieruchomo w torebce, jakby czekając na dogodny moment, w którym może wyskoczyć na wolność.
Protazy wrzucił zerwaną miętę szybkim ruchem do torebki i nie patrzył, co się w niej znajduje. Położył ją pustą na trawie, więc nawet nie przyszło mu do głowy, że oprócz mięty coś w niej jeszcze mogło się znajdować. Emeryt chwycił więc torebkę w rękę i swobodnym krokiem udał się w drogę powrotną do autobusu. W czasie jazdy czuł, co prawda, jakby coś się ruszało w torbie, ale sądził, że to raczej wstrząsy pojazdu są tego przyczyną.
Po powrocie do domu Protazy położył torebkę na stole w kuchni i poszedł do pokoju, aby przebrać się w bardziej swobodne, domowe ubranie. W tym czasie żaba przedarła się przez liście i zeskoczyła ze stołu na podłogę. Płynnymi skokami przemieściła się za plecami Protazego ku balkonowi. Widocznie czuła zapach świeżego powietrza. W pewnym momencie emeryt się odwrócił i z przerażeniem ujrzał jakiś skaczący kształt, który przemknął mu przed oczami.
Początkowo pomyślał, że może coś mu się zdawało. Gdy jednak spojrzał drugi raz, ujrzał tuż przy drzwiach balkonowych niewielką zieloną żabę. Patrzyła na emeryta wybałuszonymi oczami i wcale nie zamierzała uciekać. Emeryt też stanął, jak wryty, nie wiedząc, co ma zrobić w tej sytuacji.
Zaczął zaraz w myślach dociekać, w jaki sposób znalazło się tu niespodziewanie to zwierzę. Przecież, gdy wkładał miętę do torebki, żadnej żaby nie było. Przypomniał sobie, że położył torbę na trawie i być może wtedy żaba niepostrzeżenie się usadowiła w jej plastikowych wnętrzach. Zresztą, dociekanie przyczyn znalezienia się żaby w mieszkaniu Protazego nic by nie zmieniło. Teraz trzeba podjąć decyzję, jak się pozbyć niechcianego płaza.
Po dłuższym namyśle Protazy ruszył przed siebie w kierunku drzwi balkonowych, chcąc złapać żabę. Te jednak jednym susem przemieściła się w inny obszar pokoju, którego Protazy nie widział. Chcąc ustalić, gdzie znajduje się ten nieoczekiwany lokator, emeryt zaczął chodzić na czworakach po całym pomieszczeniu. Zaglądał w różne zakamarki, ale żaby nie znalazł. Przepadła, jak kamień w wodę.
Zbliżał się wieczór. Protazy był już mocno zmęczony poszukiwaniem płaza. Postanowił więc przyrządzić sobie kolację. W tym celu udał się do kuchni, aby przygotować herbatę i dwie kanapki z dżemem morelowym. Gdy wszedł do kuchni, zobaczył, że na stole leży torebka z miętą. Zorientował się, że szukając żaby, zupełnie zapomniał o przyrządzeniu naparu z mięty. Wyjął więc spory słoik, włożył do niego całą miętę, a po zagotowaniu wody wlał wrzątek do słoika. Nie przewidział tylko tego, że z powodu zbyt wysokiej temperatury słoik pękł z boku i przez powstałą szczelinę woda zaczęła wyciekać na stół. Protazy wpadł w panikę. W pośpiechu chwycił jakiś ręcznik w łazience i przybiegł z powrotem do kuchni, aby wytrzeć gorącą wodę wylewającą się ze słoika. Wycieranie więc nie było proste, bo rozgrzana woda parzyła w ręce, ograniczając możliwości manewru. W wyniku pęknięcia słoika część szkła wpadła do środka mieszając się z będącą tam miętą. Po 15 minutach walki z wrzątkiem Protazemu udało się wytrzeć rozlaną wodę. Gdy jednak zobaczył pęknięty słoik z odłamkami szkła i miętą w środku, uznał, że naparu raczej się nie napije. Zdegustowany nieudaną próbą zaparzenia mięty emeryt wyrzucił słoik do kosza na śmieci.
Pozostało mu więc powrócić do przygotowania kolacji. Protazy zagotował wodę, przyrządził sobie herbatę i kanapki z dżemem morelowym. Udał się z tym wszystkim do pokoju, aby spokojnie spożyć wieczorny posiłek. Usiadł sobie wygodnie przy stole i już miał ugryźć pierwszy kęs kanapki, gdy nagle usłyszał jakiś dźwięk przypominający żabi rechot. Protazy dobrze słyszał ten dźwięk. To żaba, widocznie zwabiona zapachem niedoszłego naparu z mięty, ożywiła się, jakby żądając przygotowania dla niej wieczornej strawy.
Tu mała dygresja. Przed porannym wyjściem z domu Protazy otworzył okno balkonowe. To wystarczyło, aby do pokoju wpadło kilkanaście much, które przez cały dzień tkwiły gdzieś ukryte w kątach. Teraz jednak na wieczór się uaktywniły. Zaczęły natrętnie brzęczeć, denerwując tym samym Protazego. Co więcej, przylatywały do kanapek, chcąc uszczknąć dla siebie choć odrobinę morelowego przysmaku. Emeryt skutecznie bronił przed nimi swoich kanapek, łykając je w przyspieszonym tempie. To z kolei spowodowało zakrztuszenie się emeryta. W pewnej chwili pokój wypełnił się całym zestawem różnych dźwięków. Rechot żaby, brzęczenie much i głośny kaszel Protazego utworzyły szczególny kanon wielogłosowy. Po pewnym czasie emeryt napił się herbaty i kaszel ustał. Żaba też nieco przycichła, a i brzęczenie much stało się mniej intensywne.
Znużony tymi nieoczekiwanymi przygodami Protazy udał się na nocny spoczynek i zaraz usnął. Uznał, że uzasadnione będzie przełożenie zmagań z żabą na następny dzień.
Był jeszcze wczesny świt, gdy emeryt został wyrwany ze snu. Usłyszał znany mu rechot. W pierwszej chwili, jeszcze lekko zaspany, nie skojarzył tego dźwięku.
Przypomniał sobie jednak zaraz o tej nieszczęsnej żabie. Nie dość, że wtargnęła do jego zacisznego mieszkanka, to jeszcze od rana robi takie wczesne pobudki.
Protazy wychylił się z łóżka i zdumiony zobaczył siedzącą przy drzwiach balkonowych żabę, przy której leżało kilka martwych much. Żaba chwytała je kolejno i mlaskając, połykała z wielkim apetytem. Protazy nie mógł się nadziwić, w jaki sposób to żaba zrobiła. Faktem jest jednak, że zwabiła i połknęła wszystkie muchy, które nie dawały spokoju Protazemu.
– Przynajmniej w tym mi pomogła – pomyślał emeryt, patrząc na tkwiącą na podłodze żabę. Niemniej jednak trzeba coś z nią zrobić. Protazy postanowił odwieźć żabę nad staw. Problem był tylko z jej złapaniem. Po zjedzeniu kilkunastu much żaba nabrała energii i zaczęła coraz głośniej rechotać.
Emeryt wymyślił jednak podstępną metodę. Podobnie, jak na łące, rozłożył na podłodze torbę reklamową. Uznał, że skoro żaba weszła do niej przy stawie, to może i tu się zainteresuje wnętrzem torby.
Protazy przyczaił się zatem w kącie pokoju i obserwował ruchy żaby. Ta rzeczywiście zbliżyła się do reklamówki i weszła do jej środka. Emeryt tylko na to czekał. Szybkim ruchem chwycił torbę w obie ręce, odcinając żabie drogę ucieczki. Na wszelki wypadek zawiązał sznurkiem torbę od góry i pojechał ponownie na łąkę, by wypuścić żabę do stawu. Poświęcił tej operacji pół dnia, ale po powrocie do domu odczuwał zadowolenie z dobrze wykonanej pracy. Pomyślał jednak, że raczej nie zdecyduje się na ponowne przygotowanie naparu z mięty.