Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Cała wieś zakończyła już przygotowania.
Tak było również w zagrodzie, w której mieszkał Feluś. Pozostało jedynie postawić i ubrać choinkę. O tym jakby wszyscy zapomnieli. Ojciec zmarszczył brwi, zrobił groźną minę i skarcił syna za to, że tak długo zwlekał. Przestraszony Feluś założył barani kożuszek i buty zimowe. Wziął stojącą w kącie izby siekierkę i udał się do lasu, by tam znaleźć odpowiednią choinkę. Poprzedniej nocy spadł śnieg. Napadało go tyle, że Felusiowi ciężko się szło. Musiał podnosić wysoko nogi, by się przedrzeć przez zaspy zakrywające drogę do lasu.
Po dotarciu do celu Feluś brnął śniegu pomiędzy drzewami, szukając jakiegoś zgrabnego iglaka. W pewnej chwili dostrzegł zgrabną jodełkę. Miała piękne, grube gałązki w kolorze lekko niebieskawym. Igiełki, jakby stały na baczność, duże, wyprostowane i lśniące w grudniowym słońcu przebijającym się przez konary drzew.
– O – pomyślał Feluś – to będzie odpowiednie drzewko. Ładnie wygląda, ma tak regularnie rozłożone gałęzie, a poza tym wysokością idealnie pasuje do izby. Wyjął
więc siekierkę zza pasa, zamachnął się i już miał wykonać uderzenie, gdy nagle jodełka rzekła cienkim głosikiem:
– Felusiu, nie ścinaj mnie, pozwól mi rosnąć. Jestem taka młoda, chciałabym jeszcze pomieszkać w tym lesie.
Feluś opuścił rękę z siekierą i mocno pobladł na twarzy, bo nigdy nie słyszał, aby drzewo mówiło ludzkim głosem.
Po chwili się uspokoił. Popatrzył na jodełkę i szkoda mu się zrobiło tego drzewka,
– Dobrze, nie zetnę cię, pójdę poszukać innego drzewka – odparł Feluś i trzymając w ręku siekierkę udał się dalej w głąb lasu.
Przeszedł kilkaset metrów i znów jego wzrok padł na zgrabne drzewko. Był to młody świerczek, który rósł przy leśnej polanie.
– Ten też jest taki zgrabny, jak jodełka – rzekł do siebie Feluś i znów wykonał zamach siekierką, aby zadać cios. W tym momencie odezwał się świerczek:
– Felusiu, nie ścinaj mnie, pozwól mi rosnąć. Jestem taki młody, chciałbym jeszcze pomieszkać w tym lesie.
Feluś miał dobre serce i zlitował się nad świerczkiem.
– No dobrze. Rośnij sobie dalej – rzekł i poszedł dale, brnąc w głębokim śniegu.
Tak dotarł do innej polany, na skraju której rosła piękna młoda sosenka o idealnych kształtach.
– Ta będzie równie dobra do ścięcia, jak jodełka i świerczek – zauważył Feluś. Już zaczął wyjmować siekierkę zza pasa, gdy sosenka poruszyła się, zadrżała i odezwała się ludzkim głosem:
– Felusiu, nie ścinaj mnie, pozwól mi rosnąć. Jestem taka młoda, chciałabym jeszcze pomieszkać w tym lesie.
Feluś i tym razem zlitował się nad bezbronną sosenką. Czas mijał i Feluś spostrzegł nagle, że nie ma żadnej choinki. Przecież nie wróci do domu z pustymi rękami. Co by ojciec na to powiedział? Pewnie byłby bardzo zły. Feluś posmutniał na twarzy. Stanął bezradnie w środku lasu i myślał, co tu zrobić. Nagle usłyszał jakiś głos z góry. To wielka sosna szumiała nad nim:
– Słuchaj, Felusiu, dobry z ciebie człowiek. Oszczędziłeś nasze młode drzewka. Dam ci za to parę gałęzi z mojej korony. Powiążesz je drutem i zrobisz na święta taką zgrabną choinkę, jak te drzewka, które oszczędziłeś.
Zdumiony reakcją wielkiej sosny Feluś podziękował za gałęzie. Wziął je pod pachę i wrócił do domu. Chcąc uniknąć niepotrzebnych pytań domowników, niepostrzeżenie przemknął do komórki. Znalazł tam pęczek drutu, a po godzinie zrobił bardzo zgrabną choinkę. Gdy wszedł do izby, wszyscy z uznaniem spojrzeli na to, co Feluś przyniósł ze sobą. Nawet nie zauważyli, że pomiędzy gałązkami znajdował się drut, który je podtrzymywał. Feluś jednak tak sprytnie powiązał gałązki, że drut był niewidoczny. Święta upłynęły w miłej atmosferze i wkrótce nastał nowy rok.
Niebawem przyszła wiosna. Szybko zrobiło się ciepło. Śnieg zalegający pola nad pobliską rzeką zaczął się szybko topić. Rzeka wylała i wsi zaczęła zagrażać powódź. Mieszkańcy z niepokojem obserwowali wodę, której poziom z dnia na dzień zaczął się podnosić. Podchodziła już pod zabudowania. Gdy wydawało się, że wszystko zaleje woda, sytuacja nagle się zmieniła. Woda znikała w szybkim tempie, jakby jakiś niewidzialny smok chciał ugasić pragnienie.
Feluś też nie bardzo wiedział, dlaczego tak się stało. Pewnego wiosennego dnia wyszedł na spacer do lasu. Gdy wszedł do jego środka, dostrzegł, że drzewa były tam nienaturalnie grube. Jakby ktoś napompował ich konary powietrzem. Patrzył tak na nie, gdy nagle dobiegł go glos znajomej wielkiej sosny:
– Pewnie widzisz, że jesteśmy wszystkie takie grube. To nic dziwnego, bo zgromadziliśmy w sobie wiele wody. To ta woda, która zagrażała twojej wsi. Postanowiłyśmy jednak ocalić ją od zalania i naszymi korzeniami wypiłyśmy ją. Ty ocaliłeś nasze młode drzewka, więc i my chciałyśmy się tobie odwdzięczyć. Nie martw się naszymi kształtami. Powoli wypuścimy wodę do ziemi, gdy zrobi się sucho. Powrócimy do poprzednich wymiarów.
Feluś powracał do domu w dobrym nastroju. Zobaczył, że krzywda mu się nie stanie, jeśli będzie żył w zgodzie z lasem.