Bajki Wuja

1.
Szedł raz sobie polną drogą
Owłosiony goryl Gogo,
Jego wielkie, małpie ciało
Czarnym włosem porastało.

2.
Nie powiedział nikt ni słowa,
Skąd ten goryl przywędrował,
Z błyskiem w oczach, groźny, dziki,
Może uciekł gdzieś z Afryki?

3.
To nieważne, skąd on uciekł,
Gorzej, że miał pęd do uciech,
Wielką radość mu sprawiały
Psoty, figle i kawały,

4.
Patrzył zatem goryl Gogo
W prawo, w lewo, z miną srogą,
Gdzie tu miejsce takie znaleźć,
W którym szaleć może stale.

5.
Nagle patrzy, a w oddali
Dużo się światełek pali,
Jakieś domy są i wieża,
Tam więc szybko goryl zmierza.

6.
Okazało się wtem zaraz,
Że się w mieście Gogo znalazł,
A tam jest okazji sporo,
By figlować każdą porą.

7.
W poniedziałek wczesnym rankiem
Goryl znalazł się pod bankiem,
Wkracza śmiało prosto właśnie,
Gdzie bankowych kas piętnaście.

8.
I kasjerki, i klienci,
Przerażeniem wszyscy zdjęci,
W jednej chwili z wielkiej sali
W kąty gdzieś pouciekali.

9.
Goryl zaczął swoje psoty,
Bierze wszystkie z kas banknoty
I rozrzuca, gdzie popadnie,
Choć żadnego z nich nie kradnie.

10.
Robi także to z bilonem,
Rozrzucając monet tonę,
Upadają z dźwięcznym brzękiem,
Czasem trącą małpy rękę.

11.
Goryl cieszy się ogromnie,
Klaszcząc w swe potężne dłonie,
Grubym głosem, niby sowa,
Huczy, tworząc małpie słowa.

12.
Po tej śmiałej akcji w banku
Już we wtorek o poranku
Park opuścił po noclegu
Goryl Gogo w pełnym biegu.

13.
Pędzi środkiem po ulicy,
Szuka jakiejś okolicy,
W której mógłby bez przeszkody
Ludziom znów narobić szkody.

14.
A tymczasem ruch drogowy
Już osiąga punkt szczytowy,
Rzędy aut po jezdniach jadą,
Jak warczące długie stado.

15.
Gorylowi to nie szkodzi,
On na środek jezdni wchodzi,
Szczerzy zęby zażółcone,
Chociaż światło ma czerwone.

16.
Wnet hamują auta wszystkie
Z przeraźliwym opon piskiem,
Każdy wciska pedał nogą,
Nie chce nikt przejechać Gogo.

17.
Ale goryl szuka psoty
I nabiera nań ochoty,
Bo kierowcy w jednej chwili
Wszystkie auta opuścili

18.
I uciekli, by się schronić,
Myśląc, że ich Gogo goni.
Goryl ten zaś, wbrew ich strachom,
Tylko drapał się pod pachą.

19.
Posmakował, co to praca,
Wszystkie auta powywracał,
Zajęć mieli ci do nocy,
Co z drogowej są pomocy.

20.
Przyszła środa i znów goryl,
Mimo dość porannej pory,
Już przemieszcza się ulicą,
Lśni włochate jego lico.

21.
Wtem wzrok jego padł na zamek,
Co miała baszty oraz bramę,
Lecz najwyższym z zabudowań
Była wieża granitowa.

22.
Goryl duży rozbieg bierze,
Wspina się na zamku wieżę,
A gdy jest na samym szczycie,
Znów się bawi znakomicie.

23.
Ryczy, huczy, dziwnie krzyczy,
Na wieżowej tkwiąc iglicy,
Ludzie w dole zgromadzeni
Byli mocno przestraszeni.

24.
Aż tu nagle w pewnej chwili
Wieży szczyt się w bok przechylił,
Gogo łapą zgiął iglicę,
Spadł z nią razem na ulicę.

25.
Sytuacja jest koszmarna,
Przyjechała straż pożarna
I policji auta nowe,
Dwie karetki ratunkowe.

26.
Wszyscy patrzą i nie wierzą,
Co się stało z zamku wieżą,
To jest sprawa niesłychana,
Tam iglica jest urwana!

27.
Gogo jednak nie chce czekać,
Wstaje z bruku i ucieka,
Biegnie sobie dalej w miasto,
Skrył się w parku przed dwunastą.

28.
Oto już nas wita czwartek,
Gogo – zwierzę to uparte,
Nie zamierza przerwać wcale,
Nowe figle chce wynaleźć.

29.
W mieście duże jest jezioro,
Nad nim siedzi ludzi sporo,
Piękne słońce świeci z dala,
Przyszli tu się poopalać.

30.
Gdy się goryl zjawił dziki,
Wokół się rozległy krzyki,
Ludzie z koców się zerwali
I uciekli, tak jak stali.

31.
A na kocach goryl znalazł
Smakołyków co niemiara,
Bo też na czas opalania
Ludzie znieśli różne dania.

32.
Gogo zatem nad jeziorem
Spożył jadła dawki spore
I tak mocno się nasycił,
Że go sen niezwłocznie chwycił.

33.
Zanim jednak zapadł w drzemkę,
Wszedł w zarośli listki cienkie
I ich cieniu, gdzie brak ludzi,
Sapał, aż się w piątek zbudził.

34.
Właśnie wtedy, gdy był piątek,
Nowym figlom dał początek,
Goryl zrobił polowanie
W dużym, miejskim supersamie.

35.
Wpadł do wnętrza, jak po ogień
I śniadanie zrobił sobie.
Dobrał się do półek z chlebem,
Który chciwie wpychał w siebie.

36.
Jabłka, gruszki i banany,
I jogurty, i śmietany
Wchłaniał wnet do swego brzucha,
Aż dym z uszu jego buchał.

37.
Już zaczęli mówić w mieście:
„Trzeba zrobić coś z tym wreszcie,
Szkód już wiele do tej pory
Zrobił nam ten psotny goryl”.

38.
Ludzie się zebrali w tłumie,
Każdy radzi, tak jak umie,
Lecz w tych radach brak metody,
Jak goryla przerwać psoty.

39.
Nagle mówi mała Tola,
Która chodzi do przedszkola,
Że w jej głowie pomysł wzrasta,
Jak goryla przegnać z miasta.

40.
„Jutro, czyli już w sobotę,
Wytnę cztery skrzydła złote
Z papierowych długich zwojów,
Które leżą w mym pokoju.

41.
W jednym rzędzie je ustawię
I utworzę z nich latawiec,
Gdy uniesie się ku górze,
Goryl nie zostanie dłużej”.

42.
Gdy sobotni dzień się zbudził,
Goryl znów chciał nękać ludzi,
Nagle wznosi w górę ślepia,
W złote skrzydła swój wzrok wlepia.

43.
Tam latawiec w górze leci,
W małpie wnet ochotę wzniecił,
By go złapać w jednej chwili,
Bo to nowość dla goryli.

44.
W słońcu w dal latawiec frunie,
Za nim Gogo wściekle sunie,
Nim minęła jedenasta
Już oddalił się od miasta.

45.
Gnał przez łąki i przez lasy,
By latawiec ten nastraszyć,
Biegł przez drogi i pastwiska,
Gdy latawiec w górze błyskał.

46.
A nazajutrz biły dzwony
Już w radosne mocne tony,
Wszyscy z ulgą odetchnęli,
Kiedy nastał czas niedzieli.

47.
Ludzie się poczuli błogo,
Bo na dobre znikł już Gogo
Od tej pory, los to sprawił,
Już się goryl nie pojawił.

48.
W tej historii jest nauka,
Że nie trzeba wiele szukać,
Prosta myśl wystarczy taka,
Jak ten pomysł przedszkolaka.