Bajki Wuja

W życiowej monotonii emeryta Protazego pojawiały się od czasu do czasu wydarzenia skutecznie zakłócające spokój i stały rozkład dnia. Zbliżał się koniec czerwca i, jak to zwykle o tej porze bywa, wszyscy szykowali się do tradycyjnej imprezy nad rzeką, jaką była noc świętojańska i związane z nią ludowe obrzędy. Takim typowym, stosowanym do dzisiaj, było puszczanie wianków na rzece. Legenda głosiła, że ta panna, której kawaler wyłowi wianek wkrótce wyjdzie za mąż. O wydarzeniu tym Protazy dowiedział się z programu telewizyjnego, gdzie zapowiedziano transmisję z tej imprezy. Mógł ją sobie spokojnie obejrzeć w domu na ekranie telewizora. Czasami jednak Protazy ulegał dziwnym pokusom, aby opuścić swoje cztery ściany bezpiecznego mieszkanka i pokazać się światu. Tak właśnie było i tym razem. Zbliżał się sobotni wieczór, w którym miała się odbyć ceremonia puszczania wianków na rzeczne fale. Dbający o estetykę i schludny wygląd Protazy wyjął w tym celu z szafy swój reprezentacyjny trzydziestoletni garnitur, różową koszulę i niebieski krawat w duże zielone grochy. Starannie wypastował buty na skórzanych obcasach. Szybko przebrał się w wyjściowy strój i udał się na przystanek tramwajowy, skąd miał przejechać nad rzekę. Gdy wsiadał do wnętrza, mocno się zdziwił. Jak na tę porę dnia w tramwaju było wyjątkowo dużo ludzi . Przeważała młodzież w swobodnych, sportowych strojach, która również wyrażała zdziwienie, widząc przygarbioną postać emeryta w dziwacznym dla nich ubraniu, Tak więc już pierwsze chwile wyprawy Protazego nie przebiegały według jego planów. Nigdy nie chciał rzucać się w oczy i wtopić się w tłum, a tu nagle poczuł, jak wszyscy kierują wzrok w jego kierunku. Chcąc uniknąć natarczywych spojrzeń współpasażerów wbił wzrok w szybę, udając, że nie interesują go reakcje otoczenia. W rzeczywistości czuł się mocno speszony zainteresowaniem, jakie wzbudzał w tramwaju. Z niecierpliwością czekał, kiedy wreszcie tramwaj dojedzie do rzeki, gdzie będzie mógł wysiąść i wyzwolić się od tej niewygodnej sytuacji. Po piętnastu minutach tramwaj dojechał do celu i spocony z wrażenia , sfrustrowany napięciem nerwowym emeryt mógł wreszcie opuścić pojazd. Jeśli ktoś by oczekiwał, że na tym skończyły się nerwowe chwile dla Protazego, to srodze by się zawiódł. Oto razem z emerytem wysiedli prawie wszyscy pasażerowie tramwaju. Okazało się, że również jadą na tę samą imprezę. Zdenerwowany Protazy przepuścił rozochoconych nastolatków, którzy dużą grupą ruszyli w kierunku brzegu rzeki. Wolał przyjść po nich, żeby uniknąć nowych spojrzeń, a może na dodatek jakichś niestosownych komentarzy. Wkrótce młodzież zajęła się zabawą. Przygrywały różne zespoły muzyczne, co zachęciło część uczestników imprezy do tańca. Inni też stali nad rzeką i obserwowali wyścigi kajakowe, jeszcze inni spacerowali wzdłuż brzegu. Emeryt przyczaił się przy słupie oświetleniowym, usiłując znaleźć sobie dogodne miejsce w tym masowym zgromadzeniu. Z ukrycia mógł bowiem lepiej obserwować zachowania ludzi i wybrać ten rejon, w którym stałby się postacią zatopioną w tłumie i nie wzbudzającą zainteresowania. Przez prawie godzinę Protazy schowany za słupem śledził przebieg poszczególnych wydarzeń w ramach programu całej imprezy. Przechodzący obok słupa uczestnicy na szczęście nie zwracali uwagi na emeryta. Rzucali tylko przelotne, lekko zdziwione spojrzenia. Zdziwienie to było zapewne wywołane ubiorem Protazego, który na tle całego tłumu wyglądał dość nietypowo. Niebawem nastąpił punkt kulminacyjny, którym było puszczanie wianków na rzekę. Zgromadzone niezamężne uczestniczki zamierzały dokonać tej czynności osobiście. Przygotowały starannie efektowne wianki. Każdy z nich był wyposażony w świeczkę, którą przed puszczeniem wianka na wodę należało zapalić. Zapadał zmrok i jedna po drugiej zgromadzone panny zaczęły ustawiać wianki z zapalonymi świeczkami na rzecznych falach. Płynąc, oświetlane świeczkami wianki stwarzały niezapomniany widok wielu migotających światełek przesuwających się majestatycznie w ciemnych nurtach. Protazy zaciekawiony ceremonią puszczania wianków na wodę nabrał odwagi, wyszedł zza słupa i podszedł do brzegu rzeki, aby lepiej widzieć to całe wydarzenie. W pewnym momencie jedna z uczestniczek wiankowej ceremonii chciała efektownie zapisać się w pamięci obserwatorów i wykonać rzut wiankiem do rzeki. Na nieszczęście wykonała zbyt obszerny zamach i za późno wypuściła wianek z ręki, który zmienił tor lotu i niespodziewanie wylądował na samym czubku głowy Protazego, Emeryt oszołomiony tym nieoczekiwanym wydarzeniem stanął jak wryty, nie mogąc z wrażenia wykonać najdrobniejszego nawet ruchu. Widok zszokowanego Protazego z płonącym wiankiem na głowie wywołał niemałe zdziwienie zgromadzonych wokół ludzi. Zapanowała ogólna wesołość, bo też postać emeryta w osobliwym stroju z nietypowym nakryciem głowy kojarzyć się mogła tylko z komedią albo kabaretem. Nastrój ten szybko jednak uległ zmianie, gdy w pewnym momencie świeczka się przechyliła, a płomień zaczął osmalać włosy Protazego. Zaczynało być niebezpiecznie, toteż bardziej wrażliwe osoby podniosły krzyk. Wśród tłumu znalazło się jednak kilku opanowanych osobników, którzy szybko wezwali strażaków stojących nieopodal przy swym wozie, którzy stanowili zabezpieczenie imprezy masowej. Widząc tę niecodzienną scenę z płonącym wiankiem na głowie Protazego w roli głównej, szybko wyjęli z wozu gaśnicę pianową i błyskawicznie uruchomili akcję ratunkową. Skierowali wartki strumień piany na głowę emeryta, przy okazji zaklejając mu pół twarzy, w tym obydwoje oczu. Protazy, nic nie widząc, zaczął się miotać, wykonując nieskoordynowane ruchy wszystkimi kończynami , upodobniając się do tancerza wykonującego break dance. Do takiego wniosku doszli niektórzy młodzi obserwatorzy, wyrażając nawet podziw, że taki wiekowy osobnik zupełnie nieźle spisuje się w roli tanecznego akrobaty. Po chwili płomień został ugaszony, ale piana zaczęła ociekać po twarzy i wyjściowym garniturze Protazego. Zaraz emeryt przetarł oczy i odzyskał wzrok ku swojemu niewątpliwemu zadowoleniu. Nie mógł się jednak oddalić, żeby nie być dłużej centralną postacią całego tego zamieszania, gdyż nagle zjawił się lekarz. Mimo protestów Protazego zaprowadził go do karetki, która odwiozła emeryta do szpitala w celu przeprowadzenia badań. Na izbie przyjęć wykonano niezbędne procedury lekarskie, które nie wykazały żadnych obrażeń. Jedynie stwierdzono lekkie osmalenie włosów, które miały kontakt z palącą się świecą. Po tym incydencie Protazy wrócił do domu. Rozmyślał nad tym, co go spotkało, przez dobre dwie godziny czyli do pierwszej w nocy. Tak późna pora uświadomiła emerytowi poważne naruszenie zwyczajowego rozkładu dnia. Zmobilizowało to Protazego do szybkiego udania się na nocny spoczynek. Zanim zasnął, w myślach zaczął szacować straty powstałe w wyniku jego nieprzemyślanej eskapady nad rzekę. Zapewne będzie musiał oddać garnitur do pralni i udać się do fryzjera w celu przystrzyżenia przypalonych świeczką włosów.