Bajki Wuja

Pewnego dnia w parku, który znajdował się niedaleko domu emeryta Protazego, zorganizowano festyn. Jednym z punktów programu miał być pokaz mody męskiej. Przewidziano nawet specjalną nagrodę dla autora najbardziej oryginalnego stroju.
Emeryt Protazy niechętnie opuszczał swe przytulne mieszkanko, ale bliskie sąsiedztwo parku i wzmagająca się w nim od czasu do czasu ciekawość skłoniły go do opuszczenia domowych pieleszy i pokazania się na festynie wśród publiczności.
Oczywiście musiał się zaprezentować godnie i przyzwoicie. Jak zawsze w takich przypadkach wyciągnął z szafy swój tradycyjny trzydziestoletni garnitur, różową koszulę i niebieski krawat w zielone grochy. Tym razem jednak nie wyjął butów na skórzanych obcasach. Uznał, że charakter imprezy nie dawał możliwości dłuższego siedzenia. Raczej należało się liczyć z przebywaniem w pozycji stojącej. Protazy założył zatem białe tenisówki, które zapewniały mu większą wygodę i nie narażały stóp na odciski. Po założeniu wszystkich elementów reprezentacyjnego stroju Protazy wyszedł z mieszkania i udał się w stronę parku.
Im bardziej przybliżał się do terenów parkowych, tym więcej ludzi spotykał obok siebie, którzy również udawali się na festyn. Oczywiście emeryt zawsze konfrontował swój wygląd z reakcją przechodzących obok osób. Jak można się było tego spodziewać, ludzie wyprzedzający Protazego odruchowo odwracali się w jego stronę, jakby chcieli się upewnić, czy to, co widzą, jest prawdziwym obrazem.
Emeryt, widząc notorycznie odwracające się w jego stronę osoby, nie mógł ustalić, co jest powodem ich reakcji. Przecież starannie sprawdzał wszystkie części garderoby. Dokładnie przetarł szczotką garnitur, wyprasował wiekowym, ale jeszcze funkcjonującym żelazkiem swą różową koszulę i pociągnął nim lekko po krawacie, żeby wygładzić drobne fałdy. Nawet tenisówki wysmarował pastą do zębów, aby nabrały bardziej pastelowej bieli.
Nieco speszony zachowaniem otoczenia Protazy wtopił się niebawem w gęstniejący tłum, aby uniknąć zagadkowych spojrzeń.
Festyn rozpoczął się od występów zespołu muzyki ludowej. Koło estrady zebrała się grupa miłośników tego typu muzyki, a wśród nich i Protazy. Zawsze gustował w starych, sprawdzonych utworach, czy to z muzyki symfonicznej, czy ludowej. Unikał głośnych, współczesnych rytmów. Na festynie można było też i takie usłyszeć. Nieopodal była druga estrada, na której występował zespół rockowy.
Nic dziwnego, że tam z kolei wśród słuchaczy dominowała młodzież, wykonująca, według opinii emeryta, dziwne konwulsyjne ruchy z nagłymi wstrząsami ciała włącznie. Sprawiało to wrażenie, jakby dostawali drgawek.
Na szczęście estetyczne uczucia Protazego nie były zakłócone, bo tam, gdzie stał, lepiej było słuchać muzykę ludową niż rockową.
Po piętnastu minutach występy się skończyły i wkrótce nastąpił kulminacyjny punkt programu, jakim był wybór najbardziej oryginalnego stroju męskiego.
Protazy podszedł do zbudowanego specjalnie wybiegu, na który mieli wchodzić poszczególni uczestnicy konkursu. Przewidziano, że wystąpi w sumie dziesięciu konkurentów.
Wkrótce zaczął się pokaz mody. Protazy zaciekawiony zajął miejsce tuż przy wybiegu, skąd mógł dokładnie obserwować przebieg konkursu. Dodatkową atrakcję dla publiczności stanowiła nagroda ufundowana dla tego, kto trafnie wytypuje zwycięzcę. Nagrodą tą miał być słoik ekskluzywnej kawy i paczka herbaty. Dla emeryta, który nie narzekał na nadmiar gotówki, perspektywa uzyskania takiego darmowego trofeum była nie do pogardzenia.
O wiele bardziej okazała nagroda czekała tego, kto wygra konkurs. Była to zgrzewka sześciu słoików dżemu morelowego. To była dopiero gratka dla Protazego. Niestety, atrakcyjny wyrób przeznaczono dla zwycięzcy konkursu, a przecież on w nim nie uczestniczył.
-Trudno – pomyślał Protazy – muszę liczyć na mniej atrakcyjną nagrodę i postanowił oddać głos na jednego z kandydatów, których przedstawiono zgromadzonym widzom.
Najpierw pokazał się osobnik w długim fraku nieco zbyt obszernym z białą, trochę pomiętą koszulą i czarną muszką pod szyją. Po nim przedstawił się publiczności inny uczestnik w szarym prążkowanym garniturze o przykrótkich spodniach odsłaniających pasiaste skarpetki. Na głowie miał obszerny kapelusz niewiele mniejszy od meksykańskiego sombrero. Trzeci z kolei ubrany był jedynie w białą kamizelkę z błękitną koszulą bez krawatu nieznacznie rozpiętą pod szyją. Kolejni uczestnicy też nosili w miarę typowe stroje spotykane już wielokrotnie przy różnych okazjach.
W pewnym momencie prowadzący pokaz mody zorientował się, że brakuje dziesiątego uczestnika. Nie wiadomo, dlaczego nie dotarł. W zamieszaniu organizacyjnym nie policzono na początku ilości osób prezentujących się na pokazie. Dopiero teraz, kiedy on już trwał, wyszło na jaw, że ten dziesiąty gdzieś się zapodział. W tym samym momencie do organizatora zadzwonił telefon. To zagubiony uczestnik poinformował, że bardzo przeprasza, ale z powodu dolegliwości żołądkowych nie może dotrzeć na festyn.
Prowadzący pokaz początkowo wpadł w panikę, ale jego długoletnie doświadczenie pozwoliło mu na wyjście z tej niezręcznej sytuacji.
Gdy ostatni z konkurentów zakończył prezentację, prowadzący zwrócił się do publiczności:
-Proszę państwa, mamy niespodziankę. Oto zaprezentowało się przed państwem dziewięciu uczestników naszego konkursu. Dziesiątego uczestnika postanowiliśmy wybrać wśród państwa.
Po tych słowach popatrzył na zgromadzoną grupę widzów i raptem wzrok jego padł na Protazego. Emeryt, widząc spojrzenie prowadzącego, odwrócił oczy w inną stronę, chcąc uniknąć tej wzrokowej konfrontacji. Prowadzący był jednak nieugięty:
-Proszę pana, do pana mówię, proszę spojrzeć w moją stronę.
Słysząc te słowa, emeryt nie miał innego wyjścia. Nie mógł dłużej udawać, że nie widzi prezentera. Uciec też nie mógł, bo znalazł się w środku licznego tłumu publiczności.
-Bardzo proszę, zapraszam pana na wybieg – kontynuował prezenter.
Zmuszony do tej oficjalnej prezentacji Protazy z drżeniem serca wdrapał się na wybieg i stanął cały sztywny, trzęsąc się z emocji. Spojrzał i zobaczył u stóp ogromne zbiegowisko ludzkie, z zaciekawieniem wpatrujące się w jego tradycyjny strój. W intensywnym słońcu szczególne wrażenie robiły jego wyczyszczone pastą do zębów białe tenisówki świecące, jak pochodnie, na tle ciemnej tkaniny garnituru.
Prowadzący, widząc oszołomionego i znieruchomiałego Protazego, podszedł do niego i szepnął mu do ucha:
-Niech pan nie stoi, jak słup. Proszę zrobić parę kroków po wybiegu, przespacerować się, żeby publiczność mogła lepiej pana poznać.
Zmobilizowany przez prowadzącego emeryt rzeczywiście zrobił parę kroków, choć to przypominało raczej kaczy chód niż wyćwiczone ruchy zawodowych modeli. Nogi z nerwów wygięły mu się w pałąk, a rozdygotane ciało przenosiło się z jednej nogi na drugą, co dawało efekt huśtania się statku na falach.
-Dziękujemy panu – rzekł nagle prezenter, wyzwalając Protazego z męczarni – może pan zejść z wybiegu.
Zaraz zwrócił się do publiczności:
-Proszę państwa, na tym zakończyliśmy prezentację uczestników naszego pokazu. Prosimy teraz wrzucać swoje typy do stojącej obok mnie urny. Po podliczeniu głosów ogłosimy, czyj strój został uznany przez państwa jako najbardziej oryginalny.
-Przepraszam pana – zagadnął prowadzący do emeryta – jak pan ma na imię ?
-Ja ? – zachrypiał emeryt – mam na imię Protazy.
-Dziękuję – rzekł prowadzący – pytam dlatego, bo chciałem poznać personalia wszystkich uczestników.
-To nie ma znaczenia – odpowiedział Protazy – przecież i tak nie wygram, więc po co to panu.
Prezenter zrobił zagadkową minę, nic nie mówiąc. Zaraz potem wszyscy chętni oddali glosy, a urna została zabrana w celu ich przeliczenia.
Minęło jakieś piętnaście minut, w czasie których Protazy bił się z myślami, czy wracać do domu, czy może jeszcze czekać, aby się przekonać, czy wygrał jego kandydat.
Wewnętrzną bitwę myśli przerwał nagle prowadzący, który wyszedł na wybieg, aby ogłosić werdykt.
-Proszę państwa, oto wynik konkursu. Chciałbym zakomunikować, że największe uznanie według państwa głosów uzyskał strój pana Protazego !
Rozległa się burza oklasków, a emeryt stanął, jak wryty, nie mogąc z wrażenia wykonać najmniejszego ruchu. W gardle poczuł suchość i ucisk, może z powodu zbyt ściśle zawiązanego krawatu, a może z powodu emocji, jakie zgromadziły się w jego umyśle po słowach prezentera.
-Zapraszam pana na wybieg, panie Protazy – zachęcał prezenter.
Zszokowany i nie dowierzający temu, co się dzieje, emeryt znów wdrapał się na wybieg, świecąc intensywnie białymi tenisówkami.
-Oto pana nagroda – rzekł prezenter, wręczając Protazemu pokaźną zgrzewkę sześciu słoików dżemu morelowego.
-Ciekawe, że akurat w tej zgrzewce jest mój ulubiony dżem – pomyślał emeryt. Czyżby zakładali, ze wygram ten konkurs ?