Bajki Wuja

Pewnego dnia w zacisznym mieszkaniu emeryta Protazego rozległ się dźwięk telefonu. Każde takie zdarzenie wywoływało niepokój i podwyższone tętno u emeryta, który przyzwyczajony był do spędzania czasu w samotności i spokoju.
Była wtedy godzina siedemnasta, a o tej porze Protazy zwykle zagłębiał się w fotelu, przeglądając prasę i słuchając swojego ulubionego programu radiowego.
Jak zwykle, nie zareagował na pierwszy dzwonek, gdyż zaraz w jego głowie zrodziły się domysły odnośnie dzwoniącej osoby. Nie spodziewał się od nikogo telefonu , co było raczej zjawiskiem normalnym, jako że prawie nikt do niego nie dzwonił. Ta rzadkość rozmów telefonicznych powodowała, że każdy telefon traktował Protazy jako nadzwyczajne zdarzenie, które mogło powodować nieoczekiwane skutki, a już na pewno zakłócające równowagę psychiczną cichego i konserwatywnego emeryta.
Protazy wiedział jednak, że na jednym dzwonku się nie skończy. Po chwili zabrzmiał powtórnie i to przekonało emeryta, że musi odebrać telefon.
W słuchawce rozległ się głos:
-Dzień dobry, stryjku, tu Ignacy.
Słysząc te słowa, Protazy usiłował sobie skojarzyć to imię, W swej emerytalnej pamięci przeprowadził błyskawiczny remanent z przeszłości i przypomniał sobie, że młodszy syn jego brata właśnie tak ma na imię.
Z drugiej strony, wiele słyszał o różnych oszustach, którzy stosują metodę „na stryjka”, chcąc wyłudzić pieniądze, zwłaszcza od osób starszych.
-Halo, stryjku, to ja, słyszysz mnie ? – zabrzmiał powtórnie głos Ignacego.
Protazy wsłuchał się w brzmienie tej wypowiedzi i po glosie poznał, że to faktycznie może być Ignacy, choć upłynęło sporo czasu od wizyty emeryta u brata, kiedy mógł się osobiście z Ignacym zobaczyć.
Wziął więc głęboki oddech i odpowiedział:
-Halo, tak, tu stryjek Protazy, dzień dobry, Ignacy.
Bratanek z miejsca wyjawił powód swojego telefonu:
-Dzień dobry. Robię sobie właśnie rajd rowerowy po kraju. Mamy wakacje, więc postanowiłem trochę popodróżować. Właśnie przejeżdżałem przez twoje miasto. Pech chciał, że złapałem gumę i muszę oddać rower do naprawy w zakładzie wulkanizacyjnym. Znam jego adres, ale, niestety, teraz jest już nieczynny i mogę oddać rower do naprawy dopiero jutro rano.
Czy mogę się u ciebie zatrzymać do jutra ?
Protazemu nie wypadało odmówić, więc automatycznie bez namysłu odpowiedział:
-Oczywiście, przyjeżdżaj.
Po tej wypowiedzi rozmowa została zakończona, a emeryt wpadł w panikę. Zaczął zaraz się zastanawiać, czym ugości bratanka. Przecież w domu ma tylko chleb i dżem morelowy. Bratanek ma zostać na noc, a Protazy miał tylko jedno wąskie łóżko. Bratanek, jako młoda osoba, może chcieć zakosztować jakichś wieczornych atrakcji, jak np. wizyta w kinie, wyjście do pubu na piwo lub jeszcze inne obce Protazemu imprezy, których skutecznie dotąd unikał.
Rozmyślania Protazego przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Emeryt poderwał się gwałtownie z fotela, otworzył, a w progu pojawił się Ignacy.
-Przepraszam, stryjku, za to najście, ale nie zamierzałem nawet tutaj wpaść, bo chciałem kontynuować swój rowerowy rajd. Niestety, nieprzewidziany przypadek z kołem sprawił, że muszę oddać go do naprawy. Zatrzymam się tylko do jutra rana i zaraz znikam.
Po wygłoszeniu tej mowy wstępnej Ignacy wszedł do przedpokoju, prowadząc przy sobie okazały rower. Na dodatek dźwigał ogromny plecak, który wystawał mu znad głowy.
Protazy zrobił zatroskaną minę i zaraz zaczął usprawiedliwiać się z braku przygotowania się na niezapowiedzianą wizytę bratanka:
-Może jesteś głodny, Ignacy ? Mam tylko dżem morelowy i chleb, ale, jak chcesz, to pójdziemy do sklepu coś kupić.
-Nie, nie potrzeba – odrzekł Ignacy – jadłem już po drodze, a na kolację i śniadanie wystarczy dżem morelowy. Też go lubię, to chyba nasze rodzinne upodobanie.
-A może czegoś się napijesz? – kontynuował Protazy. Mam tylko herbatę i kawę, ale, jak chcesz, to pójdziemy do sklepu kupić coś więcej.
-Nie, nie potrzeba – odrzekł Ignacy. – piłem już po drodze, a herbata i kawa zupełnie wystarczy.
-A może jesteś zmęczony i chcesz się położyć ? – pytał dalej emeryt – ale mam tylko jedno wąskie łóżko.
-Nie, nie jestem zmęczony – odrzekł Ignacy – poza tym mam w plecaku śpiwór, więc łóżko mi nie jest potrzebne.
-To na pewno będziesz chciał pójść do kina lub pubu, czy może zakosztować wielkomiejskich rozrywek ? – dopytywał dalej Protazy.
-Nie, dzisiaj się już najeździłem, więc chętnie ze stryjkiem posłucham radia lub obejrzę telewizję.
Protazy czuł się usatysfakcjonowany , bo nieczęsto zdarza się spotkać tak niewymagającego gościa.
Nadszedł wieczór. Ignacy, a potem Protazy po umyciu się poszli na nocny spoczynek. Emeryt położył się na swoim łóżku, a Ignacy rozłożył śpiwór w przeciwległym kącie pokoju i po chwili zasnął.
Protazy poczuł chyba rolę opiekuna i strażnika bratanka, bo nie mógł w ogóle zmrużyć oka.
Po kilku minutach znużony całodzienną podróżą Ignacy zaczął wydawać przez sen ciche pomruki, które stopniowo nabierały mocy i przekształcały się w głośne chrapanie. Z czasem stało się ono tak nieznośne, że Protazy wtulił uszy w poduszkę, chcąc wytłumić dochodzące do niego drażniące dźwięki chrapania bratanka. Były to szczególne odgłosy przypominające ryki jakiegoś potwora, jaki pojawia się w filmach fantastycznych lub horrorach. Co parę minut zmieniały się w świszczący gwizd, jakby za chwilę do pokoju Protazego miał wjechać pociąg sygnalizujący wszem i wobec swoje przybycie na stację.
Potem nagle chrapanie cichło i zmieniało się w sapanie podobne do dźwięków wydawanych przez stado słoni kroczących z wysiłkiem po sawannie. Następnie ta barwna sekwencja dźwięków się powtarzała, więc całą gamę tych tonów można było słyszeć od nowa.
Ponieważ noc była letnia i ciepła, Protazy uchylił przed snem okno. Skorzystał z tego skwapliwie komar, który wleciał do pokoju emeryta, chcąc tam spędzić czas na nocnych lotach.
Do uszu zmaltretowanego emeryta dołączył więc jeszcze bzykający ton głosu komara sygnalizujący nieodpartą chęć uszczuplenia zasobów krwi w ludzkim organizmie. Protazy nasłuchiwał więc zwalczających się nawzajem odgłosów chrapania Ignacego i bzykania komara. Musiał zachować dużą czujność, bo w każdej chwili komar mógł przystąpić do ataku,
Protazy czuwał zatem, wlepiając wzrok w ciemny sufit i cierpliwie czekał momentu, w którym wreszcie nastąpiłaby cisza zsyłająca mu upragniony sen.
Los tej nocy nie sprzyjał jednak emerytowi. Oto w tle trwających dźwiękowych popisów Ignacego i komara rozległ się nagle dochodzący z oddali sygnał karetki pogotowia. Z każdą chwilą się wzmagał, co sugerowało, że karetka zbliża się do jego bloku. Protazy wstał więc po cichu z łóżka, żeby nie zbudzić znużonego bratanka i, nie bacząc na upartego komara latającego wokół głowy emeryta, podszedł do okna. W ciemności zobaczył migające niebieskie światła karetki, która zatrzymała się przy sąsiednim bloku. Protazy wpatrywał się w okno, chcąc zorientować się, w jakim celu przybyła karetka i kogo ewentualnie będzie zabierać do szpitala. Gdy czekał, aż ratownicy wyjdą z bloku z potencjalnym pacjentem, usłyszał nagle za plecami potężny hałas. Wystraszył się na dobre, bo pomyślał, że to może jakiś włamywacz sforsował drzwi wejściowe do jego mieszkania. Okazało się, że to bratanek niezbyt dokładnie oparł rower o drzwi wejściowe w przedpokoju. Pod wpływem jakichś bliżej nieokreślonych drgań (a może i chrapania Ignacego) runął na podłogę z łoskotem.
Hałas ten nie obudził jednak twardo śpiącego bratanka. Może tylko wystraszył komara, który nagle umilkł. Protazy ostrożnie postawił ponownie rower przy drzwiach i wrócił do okna, aby obserwować karetkę.
Niestety, operacja z rowerem zajęła mu trochę czasu i karetka już odjechała. Niespodziewanie uaktywnił się komar, który ponownie zaczął brzęczeć. Zdenerwowany Protazy wziął ręcznik i zaczął dreptać po ciemku w pokoju, aby wytropić intruza i zakończyć jego wyczyny. Choć zaczęło świtać i blade światło słońca oświetliło nieco wnętrze pokoju. Protazy nie uniknął w tym rajdzie z ręcznikiem zderzenia ze stołem. Już chciał krzyknąć z bólu, ale nie chcąc budzić bratanka, zasyczał jedynie, tłumiąc w sobie przykre doznania organizmu, jakie zwykle pojawiają się w takiej chwili. Usiadł więc na łóżku i masował obolałe miejsce.
Po kliku minutach obudził się Ignacy.
-Dzień dobry, stryjku, jak się spało ?
Pytanie to wobec bezsennej nocy emeryta zabrzmiało, jak dobra ironia.
-Nie najgorzej – odpowiedział dyplomatycznie Protazy.
Bratankowi, widać, bardzo zależało na czasie, bo tylko powierzchownie się obmył i pospiesznie opuścił mieszkanie, chcąc jak najwcześniej udać się do zakładu wulkanizacyjnego.
Protazy opadł bezwładnie na łóżko. Teraz przez cały dzień ma okazję, aby nadrobić niedobory snu.