Bajki Wuja

Emeryt Protazy mieszkał w dość spokojnej dzielnicy. Czas w swych czterech ścianach mógł więc spędzać w ciszy i bez stresów. Sąsiedzi zachowywali się spokojnie, więc nikt nikomu nie przeszkadzał.
Ten, zadawałoby się, anielski spokój został jednak zakłócony. Oto na osiedlu zaczęto odnotowywać przypadki włamań do mieszkań. Wystarczyła krótka nawet nieobecność właścicieli, czy nieuwaga, aby mieszkanie padło łupem włamywacza.
Był to wyrafinowany i przebiegły typ, który kradł tylko drobne przedmioty np. biżuterię i pieniądze. Dzięki temu nie rzucał się w oczy. Gdyby zabierał z mieszkań większe rzeczy, łatwiej byłby rozpoznawalny i szybciej można byłoby go zidentyfikować i ująć.
Mnożące się na miejscowy posterunek policji zgłoszenia o włamaniach sprawiły, że opublikowano ogłoszenie o ufundowaniu nagrody w wysokości dwustu złotych za ujęcie sprawcy.
Protazy, jako człowiek czujny i przezorny, cały czas czuwał w swym mieszkaniu, jakby czekając na wizytę włamywacza. Był przekonany, że jego lokalem włamywacz na pewno się zainteresuje, choć majątek emeryta nie był raczej łakomym kąskiem dla żądnego pokaźnych korzyści przestępcy.
Biżuterii żadnej nie miał, dysponował tylko gotówką niezbędną do bieżących, skromnych wydatków. Resztę pieniędzy trzymał w banku.
Mimo to wolał zachować ostrożność. Przecież włamywacz nie wiedział, co ma Protazy w domu i w każdej chwili mógł tu skierować swe kroki.
Emeryt bardzo solidnie przygotował się do wizyty nieproszonego gościa. Wyjął z szafki długi nóż kuchenny i położył go przy drzwiach. Uznał, że mógłby postraszyć nim włamywacza, gdyby ten zaczął majstrować przy drzwiach. Dla pewności przygotował też młotek, który położył obok noża. Dysponując takimi narzędziami, byłby dla intruza groźnym obrońcą, co niewątpliwie skłoniłoby go do zaniechania swej niecnej operacji.
Protazy zaczął myśleć nad ewentualnymi drogami wtargnięcia włamywacza i nagle zorientował się, że ma jeszcze balkon i to na parterze. Ten fakt mógłby zachęcić przestępcę do włamania, bo droga dostępu wydawał się bardzo łatwa. Dla wysportowanego osobnika wdrapanie się na taki balkon nie byłoby problemem, a potem wystarczyłoby sforsować drzwi od balkonu i nieszczęście gotowe. Musiał więc wymyślić sposób utrudnienia dostępu. W tym celu przy drzwiach wychodzących na balkon ustawił krzesło, a na nim umieścił ocynkowane wiadro, w którym leżały stare, od dawna nie używane sztućce. Przy próbie dostania się do wnętrza mieszkania zapewne poruszone byłoby krzesło, a stojące nam nim wiadro ze sztućcami zaczęłoby brzęczeć, co oznaczałoby jasny sygnał wtargnięcia włamywacza. Dodatkowo Protazy musiał też przewidzieć narzędzia obronne na wypadek, gdyby włamywacz znalazł się w środku mieszkaniu.
Długo nad tym myślał, aż wreszcie zorientował się, że w kuchni za drzwiami stał nieużywany od dziesięciu lat zapasowy kij od szczotki.A jednak nie należy nic wyrzucać, nigdy nie wiadomo, czy się nie przyda – szepnął do siebie z zadowoleniem. Wziął ten kij i przeniósł go do pokoju, opierając go o parapet tuż przy drzwiach. Gdyby tylko włamywacz pojawił się na balkonie, mógłby dźgnąć go tym kijem i wybić z głowy plany wtargnięcia do wnętrza.
Tak starannie przygotowany Protazy usiadł w fotelu i nasłuchiwał, czy przypadkiem ktoś nie zbliża się do drzwi lub do balkonu.
Największy stres przeżywał, gdy musiał wyjść do sklepu po codzienne zakupy. Błyskawicznie brał z półki interesujące go artykuły. Gdy była kolejka do kasy, Protazy przestępował z nogi na nogę, nie mogąc doczekać się, kiedy zapłaci za zakupy i pospiesznie wróci do mieszkania.
Oczywiście po każdym wejściu do domu sprawdzał, czy nóż i młotek oraz kij od szczotki są na swoim miejscu. Gruntownie oglądał też zamek do drzwi wejściowych, żeby sprawdzić, czy ktoś w nim nie manipulował.
Włamywacz był bardzo sprytnym osobnikiem. Każdą próbę wtargnięcia do mieszkania poprzedzał cichą i skrytą obserwacją, badając zwyczaje mieszkańców i ustalając na tej podstawie okresy ich nieobecności w lokalu. Obserwował też, jak ubierają się mieszkańcy i jakimi jeżdżą samochodami. Fakty te były cennym źródłem informacji o zamożności mieszkańców. Stwarzały domniemanie, że w ich mieszkaniach mogą znajdować się przedmioty drobne, nie rzucające się w oczy, ale wartościowe.
Włamywacz miał duże doświadczenie, więc wiedział, w jakich miejscach na ogół lokatorzy trzymają takie rzeczy. W ten sposób każde włamanie było skuteczne i przynosiło mu cenny łup. Mieszkańcy usiłowali zachować czujność, ale na dużym osiedlu zawsze znalazł się ktoś, kto z racji nawału obowiązków i w pośpiechu zapominał albo zamknąć okno od balkonu lub nie przekręcić klucza w zamku do drzwi wejściowych. Włamywacz sprytnie wykorzystywał takie okazje i sukcesywnie usuwał z mieszkań cenne przedmioty.
Pewnego wieczoru Protazy, jak zawsze, przygotowywał sobie posiłek składający się z dwóch kawałków chleba posmarowanych z oszczędności cienko masłem i jego ulubionym dżemem morelowym.
Przygotowywał więc chleb z masłem, które położył na talerzu w pokoju i udał się do kuchni, aby przynieść słoik z dżemem.
Po chwili powrócił do pokoju z tym słoikiem i raptem usłyszał podejrzane szmery pod oknem. Akurat wieczór był ciepły, więc drzwi balkonowe miał uchylone. Odruchowo trzymając ten słoik w ręku, wyszedł więc na balkon, aby ustalić przyczynę tych szmerów. Podszedł do samej barierki, opierając na niej obydwie ręce, również i tę, która trzymała słoik.
Ponieważ zaczęło się ściemniać, widoczność nie była najlepsza. Gdy wychylił się poza barierkę, ujrzał jakąś ludzką postać pełzającą po trawie tuż pod jego balkonem. Wystraszony Protazy odruchowo zsunął palce ze słoika, który runął w dół wprost na głowę pełzającej postaci. W zderzeniu z dość twardą czaszką szanse słoika na ocalenie były praktycznie zerowe. Pękł więc na kilkanaście kawałków, a spod jego odłamków zaczął majestatycznie spływać dżem morelowy, ściekając po twarzy ogłuszonego tym zderzeniem tajemniczego osobnika, który po chwili stracił przytomność.
Jednocześnie z sąsiedniego balkonu zaczęły dochodzić dramatyczne okrzyki:
-Złodziej, łapać złodzieja !
Protazy w pierwszej chwili się wystraszył, bo sądził, że to jego chcieli złapać, ale zaraz się opamiętał, gdy usłyszał sygnał zbliżającego się samochodu policyjnego. Okazuje się, że gdy tylko sąsiedzi stwierdzili włamanie, natychmiast wezwali policję.
Funkcjonariusze udali się pod okna balkonów i natknęli się na nieruchomą postać osobnika o twarzy umazanej w dżemie morelowym. Wokół leżały odłamki rozbitego słoika, a nad nimi na balkonie stał zdezorientowany Protazy.
Policjanci szybko zorientowali się, że tajemniczym osobnikiem był poszukiwany włamywacz, przy którym znaleziono zrabowane przedmioty z mieszkania sąsiadów. Zresztą oni zaraz pojawili się przy policjantach i potwierdzili, że skradzione przedmioty należą do nich.
Policjanci podnieśli głowy, widząc nieruchomą postać Protazego zaskoczonego rozwojem sytuacji.
-To był pana słoik ? – spytał jeden z policjantów.
-Tak, mój i to w dodatku był pełen mojego przysmaku – odpowiedział rozżalony emeryt.
-Ładnie go pan załatwił. Gratulujemy, to panu należy się nagroda za ujęcie włamywacza – z uznaniem stwierdzili policjanci – proszę jutro przyjść na komisariat w celu odbioru nagrody.
Po tych słowach policjanci wzięli pod ręce włamywacza, który zdążył się już ocknąć i wsadzili go do wozu policyjnego.
Protazy wrócił do domu i uświadomił sobie, że przypadkowo stał się głównym bohaterem akcji ujęcia włamywacza. Zaczął jednak rozmyślać, jakie były koszty tej działalności.
Największą szkodą była niewątpliwie utrata bezcennego dla niego słoika pełnego dżemu morelowego. Z drugiej jednak strony otrzymanie nagrody za ujęcie sprawcy w niebagatelnej kwocie dwustu złotych pozwoliło mu na zrekompensowanie utraconego przysmaku.